Forum Pacyfka Strona Główna

 Moje opowiadanko

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Mafo
Metal



Dołączył: 09 Wrz 2007
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Pią 20:17, 14 Wrz 2007    Temat postu: Moje opowiadanko

No wrzucę tu moje polityczno, SF opowiadanie;} Jest trochę błędów ale zapraszam do czytania. I to jest jedynie początek mego opowiadania.

4 Sierpnia 2017 roku
Słońce grzało mocno odbijając się od złotego piasku. Na niebie nie było żadnej chmury i jedynie jakiś sęp przeleciał
w poszukiwaniu jedzenia, którego i tak było tutaj bardzo mało. Może czasami jakaś jaszczurka leżała zdechła albo martwy wielbłąd czy też inny sęp. Uboga roślinność, jedynie jakieś małe kępki trawy lub zupełnie nic. A kaktusy wyrastały w miejscach bardziej nawilżonych, więc nie tam, gdzie oni przebywali – w centrum pustkowia.. Nikt nie chciałby podróżować przez takie tereny prócz dwóch łowców, Dimitria i Herzel’a.
- Nie było innej drogi? Czy nie mogliśmy wynająć jakiś ludzi do pomocy? Zanim dojdziemy do Tayamy to zjedzą nas sępy. – Odezwał się Dimitri. Był niski, a długie włosy w kolorze blond swobodnie opadały na ramiona. Był jeszcze młody i nie miał tak dużego zarostu. Miał typową słowiańską urodę.
- Nie narzekaj. To najkrótsza droga by tam dojść. Na ulicach mogą być blokady i nie przeszlibyśmy... no a pomocy żadnej od nich nie chcę, bo im nie ufam, każdy chciałby zgarnąć artefakty. – Odpowiedział mu Herzel, który był mężczyzną dużej postury. Miał gdzieś 38 lat i na jego twarzy widniało kilka blizn. Włosów nie miał już wiele, ale jednak strzygł się, ponieważ jego włosy nie były długie, może najwyżej 5 minimetrów. Spędził już kilka lat na terenach Arabii Saudyjskiej, więc znał je w miarę dobrze oraz ludzi tu mieszkających. Był białego koloru skóry ale gdy był przez cały czas na tych pustkowiach opalił się mocno i bardziej przypominał araba niżeli żyda, którym był.
- Pieprzony kraj... Nie wiem, po co w ogóle zgodziłem się na takie gówno. A jak spotkamy bandę ghuli? – Narzekał niski mężczyzna i otarł pot z czoła chusteczką, którą trzymał zawsze w kieszeni.
- Na to pytanie to sam już sobie odpowiedz, stąd nie ma odwrotu. – Odpowiedział mu wysoki mężczyzna.
- Dlaczego twoi izraelscy bracia nie mogą się zająć tą chołotą...? Dali kopa Palestyńczykom to czemu nie zajmą się Arabami albo ghulami? – Narzekał Dimitri ale Herzel już nic się nie odezwał. Byli oni łowcami artefaktów. Podróżowali po terenach dawnej Arabii Saudyjskiej w poszukiwaniu artefaktów, czyli napromieniowanych przedmiotów o dziwnej mocy. Nikt do końca nie wiedział, co to jest, ale każdy wiedział, że rząd USA dużo płaci za takie rzeczy. Tak więc po wojnie zjechało się bardzo wielu szaleńców do skażonych krajów w poszukiwaniu artefaktów. Wielu nigdy nie wracało, a jednak łowców nie brakowało. W skażonych krajach gdzie można by powiedzieć panowała anarchia tworzono wiele frakcji przez łowców. Prawie każda frakcja miała inny pretekst by tutaj przebywać. „Wolność” chciała jedynie zabijać wytwory promieniowania. „Powinność” chciała jedynie pomagać wydostawać się innym ze skażonych krajów. „Wierność” chciała jedynie pomagać biednym miejscowym, ofiarom wojny. I tak każdy wiedział że to bzdury. Wszystkie frakcje jedynie chciały artefakty i pragnęły wyeliminować swoich konkurentów.


Słońce już powoli zachodziło za wielkie piaszczyste wydmy. Robiło się coraz chłodniej. Dimitri i Herzel jechali cały czas na wielbłądach. Do Tayamy mogło być jeszcze ze 100 kilometrów. Gdy w pewnym momencie wyjechali zza wydmy ich oczom ukazała się mała oaza w której znajdował się niewielki stawik, kilka palm i dwie blaszane budy. Łowcy przystanęli na chwilę wypatrując jakieś ruchy ale nic nie zauważyli, więc ruszyli do oazy. Gdy znaleźli się na jej obrzeżach Dimitri zeskoczył z wielbłąda i chwycił swój magnum. Natomiast Herzel został i pilnował ekwipunku. Mniejszy mężczyzna doskoczył do pierwszego wejścia i wycelował bronią do środka, lecz tam nic nie było. Jedynie jakieś stare graty zupełnie im niepotrzebne. Gdy podszedł do drugiej budy ujrzał to samo. Gdy stwierdzili, że nie w oazie nie ma żywej duszy zaraz się w niej zadomowili. Rozbili namiot i rozpalili ognisko z zeschłych drzew. Herzel poszedł umyć się w źródle; w tym czasie mniejszy mężczyzna miał przygotować dla nich jedzenie. Nie zamierzał budować żadnej konstrukcji ogniska, więc jedynie urwał kilka patyków, zaostrzył je i nabił na nie kawałki boczku i chleba. Gdy trzymał kijki nad ogniem wsłuchiwał się w skwierczenie boczku. Od czasu do czasu wyjmował kijek z ognia i oglądał czy już boczek i chleb nadają się do jedzenia. Dopiero gdy Herzel wrócił z nad źródła, wtedy wyjął kijki z ogniska. Boczek był dobrze wypieczony, ale chleb trochę się spalił. Dimitri przeklnął pod nosem i po chwili poszedł się umyć. Gdy wrócił duży mężczyzna, on już kończył swoją porcję jedzenia. W tym momencie Dimitri doskoczył do swojej porcji i także zaczął ją jeść ale szybciej od swojego kolegi, jakby się z nim ścigał, łapczywie. Po skończonym posiłku ułożyli się w śpiworach przy ognisku, patrząc w gwiazdy.
- Na pustyni zawsze jest piękne niebo. – powiedział Dimitri kręcąc głową wokoło – Po co przyjechałeś tutaj drugi raz?
- Ja tutaj siedzę cały czas. Gdy chciałem uciec samolotem, zatrzymało mnie wojsko izraelskie i zabrało wszystkie artefakty, po czym wtrąciło do więzienia na kilka miesięcy. Niewielu się udaje wrócić z tego miejsca. Ja miałem wielkiego farta, wsadzili mnie jedynie do więzienia. To jest kraina wiecznej wojny chłopcze... Najgorsze miejsce na ziemi. – Zaśmiał się cicho i przekręcił na bok nie chcąc już chyba więcej rozmawiać. Mniejszy mężczyzna rozejrzał się jeszcze dookoła i zobaczył dalekie rozbłyski na horyzoncie. „Ci kretyni pewno znowu kłócą się o artefakty”, pomyślał sobie i zaraz zamknął oczy zasypiając.
________________________________________________________________

Rano obudził ich donośny huk. Zerwali się od razu na nogi i chwycili za broń. Rozglądali się dookoła ale zobaczyli jedynie czarny dym wydostający się zza wydmy. Spakowali czym prędzej swoje rzeczy i ruszyli na wielbłądach w tamtą stronę. Zza wydmy wyłonił się widok, który ich lekko zdziwił. Leżał tam rozbity helikopter armii Zjednoczonych Państw Arabskich. Łowcy zeskoczyli z wielbłądów i z odbezpieczoną bronią podeszli powoli do helikoptera. Palił się jeszcze, więc nie mogli do niego wejść ale ujrzeli kilka zwęglonych ciał w środku.
- Może to Kurdowie ich zestrzelili. – Powiedział mniejszy mężczyzna chociaż wiedział, że Kurdowie na tych terenach to wielka rzadkość i jest to prawie3 niemożliwe. Zaczęli okrążać helikopter aż w pewnej chwili Herzel zobaczył dziurę po pocisku.
- Kurdowie na pewno nie... Strzelali do nich ze starej wersji RPG. Możliwe, iż to byli Izraelczycy albo Ghule. – Ghule wydawały im się najbardziej prawdopodobne. Chociaż nie były to wytrzymałe stwory mutacji to jednak umiały narobić dużych szkód. Nikt nie chciałby ich spotkać na środku pustyni. Te twory stanowiły efekt ciężkiego promieniowania. Łowcy pochodzili jeszcze wokół helikoptera ale nie zobaczyli nic ciekawego. Po paru minutach ruszyli w dalszą drogę do Tayamy. Może mieli już z 40 kilometrów do celu podróży gdy Dimitrii zaczął kolejną rozmowę.
- Ile już tutaj siedzisz? – Spytał, podwijając rękawy do ramion, mimo, że krótkie to jednak nadal było mu gorąco.
- Dwa lata. Próbowałem się już stąd wydostać trzy razy i za żadnym razem mi się nie udało. A ty po co tu przyjechałeś? By umrzeć od kuli jakiegoś wariata albo być pożartym przez ghule? – Powiedział z nutą sarkazmu Herzel, nie spoglądając ani razu w stronę towarzysza podróży. Patrzył się cały czas przed siebie.
- Słyszałem wiele opowieści o tym miejscu, więc pomyślałem, że zarobię trochę kasy. Tam skąd jestem jest bidota.
- A gdzie pracowałeś?
- Rabowałem sklepy w Kijowie... Kilka razy nawet w więzieniu siedziałem. – Powiedział to tak jakby był z tego dumny.
- Jeszcze jesteś młodym gnojkiem i nie rozumiesz wielu rzeczy. Tutaj jak będziesz chciał kogoś okraść to w najlepszym przypadku wydłubią ci oko.
- E... – Chciał coś powiedzieć ale Herzel pokazał mu by był cicho. Słońce grzało jeszcze mocniej niż wczoraj i w takim upale trudno było wytrzymać. Wielbłądy na szczęście napoiły się w oazie i na pewno wytrwają do Tayamy. Zmierzali do tego miasteczka, ponieważ słyszeli, że ostatnio pojawiło się tam wiele artefaktów i siły Zjednoczonych Sił Arabskich wycofały się z tamtych okolic z powodu zaangażowania sporem na granicy z Izraelem. A tu niewiele było problemów i nie chcieli marnować wojska. Zjednoczony Siły Arabskie tępiły wszystkich łowców i kolejne frakcje, które powstawały. Herzel i Dimitri nie należeli do żadnej z nich, ale byli łowcami, więc wojsko i tak by ich zabiło. Gdy słońce zbliżało się do linii horyzontu, stanęli na wysokiej wydmie i spojrzeli się przed siebie z zadowoleni. W oddali zobaczyli niewielkie miasteczko. Stało tam kilkadziesiąt budynków zlepionych z gliny i sięgających najwyżej do dwóch pięter. Zaś w samym środku miasteczka widniała kopuła meczetu i niewielki minaret, z którego właśnie było słychać wieczorne modły. Można było też zobaczyć niektórych ludzi jak chodzili po miasteczku. Nie odzywając się do siebie ruszyli w tamtą stronę. Weszli główną drogą ale napotkali blokadę frakcji „Czarny Orzeł”. Była to mała niegroźna frakcja, ich terenem działania była Tayama i kilka malutkich wioseczek w okolicy, nic więcej. Składała się głównie z Europejczyków ale znalazłoby się grupę Arabów. Przy bramie wejściowej pobierano aż pięć riali arabskich od osoby. Dwaj łowcy nie mieli wyboru, zapłacili i weszli do miasteczka. Przy większości ścian leżała bądź siedziała, czy klęczała biedota i żebrała od nowoprzybyłych o jedzenie i pieniądze. Niektórzy z nich wyglądali jak szkielety, tylko że jeszcze żyli. Pod ścianami leżeli sami Arabowie... dzieci, starcy, kobiety, młodzi mężczyźni również. Każdy był okropnie wychudzony i ledwo co wyciągał rękę. Herzel i Dimitri podjechali na wielbłądach pod miejscowy motel. Zostawili wielbłądy stajennemu, wczesniej zabierając z nich rzeczy, następnie weszli po zdewastowanych niskich schodach do środka. Dwupiętrowy budynek był utrzymany w schludniejszym stanie niż inne w tym miasteczku. W holu prowadzącym prosto do baru siedziało wielu żołnierzy „Czarnego Orła”, ale wypatrzyło by się gdzieś wolnego Łowcę albo kogoś z cywili. W powietrzu unosił się niemiły zapach zgnilizny i potu. Przy barze stał gruby Arab z opaską na prawym oku, który dokładnie czyścił szklanki. Ta rzekoma dokładność na niewiele się zdawała, gdyż szmatka była brudna a tym samym szklanki nadal pozostawały nie przezroczyste. Dwa łowcy podeszli do barmana. Spojrzał na nich, oczekując, że się pierwsi odezwą.
- Masz jakieś wolne pokoje na tydzień? – Zapytał się Herzel patrząc niemiłym wzrokiem na barmana. Ten popatrzył za siebie jakby ktoś mu pokazywał co ma powiedzieć i zaraz odwrócił się znów w stronę łowców.
- Może coś się znajdzie dla was. – Wtedy Herzel położył na blacie dziesięć riali arabskich. Barman chrząknął; wtedy łowca wyłożył jeszcze złoty łańcuszek. Barman odwrócił się poszedł na zaplecze , chwilę potem wrócił z kluczem, wręczając go starszemu łowcy oraz szybko zgarniając riale z blatu do sakiewki. Łowcy skierowali się po skrzypiących schodach na górę. Wszędzie było pełno piasku i kurzu. Mieli pokój na drugim piętrze. Gdy na nie dotarli, ich oczom ukazał się niewielki korytarz na którym było wiele drzwi prowadzących do pokoi. Mieli numer pokoju dwadzieścia cztery, podeszli do drzwi. Starszy łowca włożył do zamka kluczyk, przekręcił go, popychając lekko drzwi. Pokój był niewielki liczący może dziesięć metrów kwadratowych. Stały tam dwa łóżka na których leżała jedyna czysta rzecz w tym pokoju - biała pościel z pierza. Stała tam też komoda w której było wiele pajęczyn, tak samo jak na jedynym oknie w pokoju którego widok wychodził na pustynię i obwarowania „Czarnego Orła”. Okno nie miało szyb ani moskitiery, jedynie drewniane okiennice więc piasek łatwo dostawał się do pokoju. Położyli torby obok swoich łóżek. Nie zamierzali się za wiele rozpakowywać, zresztą ich bagaż nie miał dużych gabarytów.. Dimitri położył się na łóżku i nie czekał aż jego towarzysz coś powie, nawet nie pościelił sobie łoża tylko od razu zasnął jedynie z poduszą pod głową. Herzel natomiast pościelił swe łóżko i rozebrał się do bielizny, po czym się położył i w niedługim czasie zasnął. Była już późna pora. Jutro planowali posłuchać miejscowych plotek, mówiących, iż w okolicy znaleziono jakiś bunkier przy którym jest pełno artefaktów.


6 sierpnia 2017 roku

- Kapitanie! Orient! – Krzyknął czarnoskóry sierżant i rzucił w stronę kapitana piłkę od rugby. Ten właśnie czytał książkę i jedynie zdążył się uchylić od piłki, uderzającej w blachę o którą się opierał, siedząc na małej ławeczce. Gdy sierżant chciał już iść po piłkę kapitan wziął ją i rzucił żołnierzom, którzy grali właśnie w futbol amerykański. Czarnoskóry mężczyzna zasalutował jedynie z uśmiechem na ustach i pobiegł do swoich kolegów kontynuować grę. Słońce mocno grzało, jak prawie codziennie, wypalając resztki trawy, rosnącej dziko na terenie bazy. Kapitan Kane siedział na na niskiej ławeczce oparty o jeden z baraków służących do przechowywania czystej pościeli i ubrań dla żołnierzy. Czytał książkę ale kiedy przerwał mu sierżant, schował ją do kieszeni, wstał i rozejrzał się dookoła. Jak zawsze nic się nie działo. Kane był wysokim mężczyzną o czarnych krótkich włosach. Ruszył w stronę kantyny. Gdy Kane wszedł do oficerskiej kantyny zaraz kilku siedzących tam żołnierzy skinęło mu głową na powitanie. On zrobił to samo i usiadł przy barku obok porucznika Johna, swego kolegi zresztą. W powietrzu unosił się papierosowy dym i woń zimnego piwa. Porucznik uśmiechnął się szeroko na widok Kaen’a i podsunął mu pod ręce prawie pełną paczkę Marlboro. Kapitan wziął jednego papierosa i zapalił go zapałkami, które zawsze nosił w kieszeni. Porucznik zrobił to samo tyle posługując się metalową zapalniczką z emblematem amerykańskiej flagi.
- Słyszałeś o tych katolikach? – Powiedział John strząsając wypaloną część papierosa do popielniczki.
- Nie... A co się stało? – Zapytał kapitan pokazując barmanowi by nalał mu kufel piwa. Ten zaraz postawił przy Kaenie pełen kufel piwa.
- Tą parafię na Cyprze w miejscowości Larnaka ktoś zaatakował. Nikt nie przyznał się do ataku. A było to tak... W czasie mszy podobno do kościoła wpadli zakapturzeni ludzie z karabinami i maczetami. Na początku zabili tylko tych , którzy stawili opór. Później postawili w rzędach wszystkich, którzy byli w kościele; jednych torturowali drugich od razu zabijali. Oszczędzili tylko jedną osobę. Młodego kościelnego, to właśnie on opowiedział tą historię naszemu wojsku gdy tam dotarło. Powiadają, że gdy weszli do kościoła on siedział w kącie cały we krwi, bredząc jakieś bzdury. Wewnątrz panował fetor rozkładających się ciał, porozrzucanych po całym wnętrzu kościoła, najwięcej w głównej nawie. Stwierdzili fakt przerażający – zabito tam osiemdziesiąt cztery osoby.
- Okropne... Jak myślisz, kto stoi za tym atakiem? – Kane lekko wzdrygnął na myśl o ofiarach w kościele ale zachował poważną minę.
- No właśnie nikt tego nie wie. Ale przypuszczają, że ghule albo ta sekta... tych świrów z pustyni, zapomniałem jak się nazywają... – Stwierdził porucznik, gniotąc niedopałkę papierosa w popielniczce i pociagąjąc łyk piwa.
- „Zakon Jutra” czy jakoś tak. Ale to mało prawdopodobne by oni znaleźli się na Cyprze. Co oni tam robili? – Odpowiedział mu wyższy mężczyzna i także łyknął piwo. Chciał coś jeszcze powiedzieć do swego kolegi lecz nie zdążył, ponieważ zaraz podbiegł do niego młody mężczyzna. Jego pagony informowały, że jest starszym szeregowym, ba, taki młody, że bez tych pagonów łatwo było zgadnąć, że posiada taką rangę. Zasalutował kapitanowi i porucznikowi po czym podszedł bliżej Kaen’a.
- Pułkownik Carl Pana wzywa kapitanie. – Czekał aż kapitan podniesie się ze stołka i podąży za nim. Zaraz tak się stało i wysoki mężczyzna ruszył za szeregowym. Wyszli ponownie na zewnątrz. Żołnierze dalej grali w futbol amerykański. Szli jakieś pięć minut mijając magazyny z samolotami i helikopterami. Wreszcie doszli do sektora mieszkalnego w którym stały baraki dla żołnierzy i oficerów. Barak pułkownika był trochę większy od innych i na metalowych drzwiach był napis „U.S Army” a wyżej już mniejszym drukiem „Pułkownik Carl”. Szeregowiec wskazał ręką na drzwi i odszedł, miał rozkaz jedynie doprowadzić kapitana do drzwi baraku. Kane podszedł do nich, powodując ich samowolne otwarcie. Były to drzwi na fotokomórkę. Wsuwały się i wysuwały ze ściany, tak jak większość drzwi w bazie. Za nimi była bramka a przy niej trzech żołnierzy uzbrojonych po zęby i trzymających w ręku karabiny M4. Kapitan dał wszystkie metalowe rzeczy żołnierzowi stojącemu obok bramki i przeszedł przez nią bez żadnych komplikacji. Powiedziano mu, że jak będzie wychodził to dostanie swoje rzeczy z powrotem. Kane wszedł do gabinetu pułkownika. Ten siedział przy biurku, pisząc coś wiecznym piórem na kartce. Ale gdy zobaczył dużego mężczyznę uśmiechnął się lekko i wskazał mu fotel przed biurkiem. Pokój był wokoło obity drewnem i stał w nim nawet kominek, a na ścianie wisiała głowa jelenia. Pułkownik zaczął coś grzebać w biurku i zaraz wyjął kilka kartek, po czym spojrzał na kapitana.
- Wybacz za tę kontrolę, ale ostatniego pułkownika wysadził w powietrze jakiś islamski kretyn, zabijając przy tym dwie inne osoby. I to do tego był sierżantem armii amerykańskiej. Ale powiem ci to, co chciałem powiedzieć. Więc... Nasz piękny kraj zwany Stanami Zjednoczonymi jest bardzo zagrożony ze strony arabskiej większości. Na szczęście jeszcze chrześcijańsko-konserwatywna partia trzyma się w rządzie. Ale za parę dni będą wybory i wyniki będą raczej fatalne dla nas. Teraz wszystko kręci się wokół USA. Gdy konserwatyści przegrają wybory to FedeRosja z innymi socjalistycznymi krajami, zwęszy okazje i wypowie wojnę wszystkim krajom Europy prócz Francji, która jak wiesz jest i tak już jest rządzona przez islamską partię. Ale wracając do tematu. Musimy pozbyć się arabskich jeńców politycznych. Nie mogę ich rozstrzelać bez powodu, bo to będzie skandal i nowy rząd może mnie za to oddać pod sąd wojenny, ale mogę ich przekazać naszym żydowskim przyjaciołom – rzekła z przekąsem, zerkając lekko na kapitana - Którzy nie boją się takiej roboty. Zgodzili się przejąć jeńców a jak się już zapewne domyślasz ty będzisz dowodził operacją przewiezienia ich do miasta o nazwie Netania.
- Czemu nie mogą przelecieć samolotem? – Spytał kapitan.
- Ponieważ my jesteśmy w miejscowości Van na końcu Turcji a samolot żeby dotrzeć do Netani musiałby przelecieć przez całą tą cholerną pustynię, gdzie jest bardzo prawdopodobne, że zostanie zestrzelony. Więc kapitanie, ty i twój oddział będziecie musieli przewieść bezpiecznie jeńców do Izraela. Proszę tutaj masz rozkaz i mapę ułatwiającą jak najszybsze dotarcie tam. Na trzeciej kartce jest też spis samochodów jakie dostaniecie do transportu. – Pułkownik wręczył kapitanowi trzy kartki włożone w grube foliowe koszuli. Kane przejrzał szybko kartki, wstał i zasalutował pułkownikowi.
- Niech żyje Ameryka! – Powiedział głośno Kane i zaczął odwracać się w stronę drzwi.
- Niech żyje! – Odrzekł głośno pułkownik i gdy już wysoki mężczyzna stał przy drzwiach ten jeszcze zawołał – Macie przydzielonego do oddziału nowego żołnierza, jako zastępstwo za Jake’a. Nowy to szeregowiec Harald.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
TaInna
Administrator
Administrator



Dołączył: 19 Cze 2007
Posty: 332
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: sie biora dzieci?

PostWysłany: Sob 10:13, 15 Wrz 2007    Temat postu:

przeczytam jak będę miła więcej czasu... hehe mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerry
Metal



Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 21:25, 16 Wrz 2007    Temat postu:

o k..... ile to pisałeś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mafo
Metal



Dołączył: 09 Wrz 2007
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Pon 19:18, 17 Wrz 2007    Temat postu:

dwie godziny... gdzieś tak;} oczywiście nie licząc poprawiania błędów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jerry
Metal



Dołączył: 16 Wrz 2007
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 19:47, 17 Wrz 2007    Temat postu:

ale ciągiem? mnie by to dłużej zajełoP

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mafo
Metal



Dołączył: 09 Wrz 2007
Posty: 263
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z nienacka

PostWysłany: Pon 21:55, 17 Wrz 2007    Temat postu:

W jeden dzień godzinę siedziałem i w drugi też.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pacyfka Strona Główna -> Sztuka i literatura Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel & Programosy
Regulamin